dziennik koncerty O ZESPOLE teksty foto VIDEO dyskografia sklepik kontakt |
|
|
KONIEC ŚWIATA - GOD SHAVE THE QUEEN
wyd. Lou & Rocked Boys c/o
Rockers Publishing 2016 Kurtyna w dół ostatni raz Wygasły brawa zamilkł wrzask A jedna ręka choćby chciała nie zaklaszcze Reflektor dawno tutaj zgasł A w miejscu zatrzymał się czas I tylko duchy się błąkają po teatrze I w całym mieście smutno jest To pada deszcz to wyje pies Zakapslowana znów w butelkach jest kultura Więc znów bez celu szlajam się Nikt już nie oklaskuje mnie A ja na scenie już nie pocę się w purpurach Tylko zjawy upiory demony i duchy Błąkają się po teatrze Karaluchy pod poduchy Jedna ręka nie klaszcze Brak mi emocji którem czuł Za kulisami ludzi szum I tak jak nigdy potrzebuję dziś dublera Aby po prostu za mnie żył I w codzienności mętnej tkwił Przełykał gorzkie brawa Prosto od klakiera Zabrakło życia mi i słów I zniknął sufler mój i Bóg Więc stawiam scenę z krzywych desek na zakręcie I nagle serce mi się skrzy Bo znów ktoś słucha mnie jak mszy A pojedyncze brawa zawsze są najszczersze Tylko zjawy upiory demony i duchy Błąkają się po teatrze Karaluchy pod poduchy Jedna ręka nie klaszcze I znów na scenie stoję sam Gram swoje życie które mam Bez bileterów bez klakierów bez kurtyny Co poleciała z hukiem w dół I mój złamała świat na pół Dziś gram dla siebie bez korzyści bez rutyny Nie mogę nigdzie indziej być Inaczej nie potrafię żyć Nie chcę być cieniem swojej własnej okolicy Tkać swoją niewidzialną nić W swych labiryntach sobie żyć Prawdziwa sztuka może leżeć na ulicy Tylko zjawy upiory demony i duchy Błąkają się po teatrze Karaluchy pod poduchy Jedna ręka nie klaszcze Kury Wy rozpasani partyjniacy Łase na wszystko tępe zbuki Wy przekrętasy i ważniaki Z łona tej samej zdechłej suki I ty cwaniaku w sztok pijany Co chowasz się za immunitet Smarkaczy śpiku niedojrzały Co żaden z ciebie tu pożytek I ty buraku z PGR - u Coś z gnoju skoczył na salony I do limuzyny wsiadł z roweru Nie wytrzepawszy z butów słomy Wam tylko kury szczać prowadzić I chude gęsi gonić witką Lub gdzieś w oborze krowy doić Po czym wyjść z nimi na pastwisko Wasza parszywa mać kulawa I kolesiostwo prze parszywe Co zawsze nad literą prawa I nigdy żaden nie jest winien Prokuraturo robaczywa Sądzie z sędziną niezawisłą Co tu pod płotem na latarni Sam powinna by zawisnąć I ty biskupie co przez wieki Za pismo święte tyłek chowasz Święconej twojej wody ścieki I burdel robisz tu z kościoła Wam tylko kury szczać prowadzić I chude gęsi gonić witką Lub gdzieś w oborze krowy doić Po czym wyjść z nimi na pastwisko I urzędniku ty skarbowy Co firmy topisz w swych herezjach I tylko niszczysz co ktoś stworzy Wredna leniwa z ciebie szelma I ty ministrze czy ministro Ty komendancie senatorze Wam gęsi tylko gonić witką I krowy doić gdzieś w oborze I ty nicponiu przy korycie Coś zawsze z prądem fali płyną A kto nie buntował się za młodu To ten na starość będzie świnią Wam tylko kury szczać prowadzić I chude gęsi gonić witką Lub gdzieś w oborze krowy doić Po czym wyjść z nimi na pastwisko I wy zachłanne darmozjady Pasożytnicze wstrętne szuje Partyjne bubki tłuste gady Naród dobry tylko ludzie chuje Kotylion Flaga cegła sztandar drzewiec Diabeł się ze śmiechu tarza Narodowy zwiędły wieniec Złodziej kradnie z przed ołtarza Kto ty jesteś Polak mały Jaki znak twój orzeł biały Nieprzytomna melancholia W historycznym gardle mroku Palce miała dwa Viktoria Otrząśnięta z krwi i potu Polska Polska Über Alles Tak Bałtyku szumią fale Katarynko graj mi te nuty które znam Proszę nie wypadaj z ram godła Orle zostań tam Śliskie serca ortaliony Pochód świece transparenty Smutno-okie kotyliony I płonące monumenty Kto ty jesteś Polak duży Co swe miasto zmieni w gruzy Polak złodziej kat ofiara I dusz martwych aferzysta Na koszulce Che-Guevara Świętą wodą w ogień pryska Czy przyszłości przedpokoje Przejmą po nas wstydu zbroje Katarynko graj mi te nuty które znam Proszę nie wypadaj z ram godła Orle zostań tam Jeszcze Polska nie umarła Człowiek zginie czyn zostanie W ręku wódka jest i szabla Drzewa z ziemi są wyrwane Kto ty jesteś Polak stary Czasem głupi niedojrzały Katarynko graj mi te nuty które znam Proszę nie wypadaj z ram godła Orle zostań tam Katarynko graj mi te nuty co znam Nie wypadaj nam z godła Mocno trzymaj się siodła Katarynko graj mi te nuty co znam Ja widziałem dziś posła co mrówka go niosła Katarynko graj mi te nuty co znam Widzieliśmy dziś posła co mrówka go niosła LoveSick Znów opierasz się o kamienny mur Bo miłością strułaś się W oceanie łez malinowych serc To największe jest na dnie Z ust twych serce za sercem Kapie kroplą serc Na zawsze będziesz tu Aż w kącikach twoich ust zaschnie Miłość żal i kurz Jesteś kwiatem tych betonowych miejsc Jesteś czarną damą ścian Jak trzydzieści tych połamanych serc Wyrzuconych z twoich warg Betonowym szeptem Mówisz Kocham Cię Rozmyty czarny tusz Bo ty masz siedem serc i dusz A w oczach głębie siedmiu mórz Czarny włos spięty w kok Lewy kłuje ją bok A miłości w niej wyklute Dziś na chodnik są wyplute Betonowym szeptem Mówisz Kocham Cię Na zawsze będziesz tu Aż w kącikach twoich ust zaschnie Miłość żal i kurz Bo ty masz siedem serc i dusz A w oczach głębie siedmiu mórz Balanga Gdzie te piosenki na trzy chwyty I skromnych dziewcząt mądre twarze Został mi ryngraf blizną ryty I w duszy piękne tatuaże Dokąd pójdziemy w taka burze Gdy chmury kłębią się nad nami Wszyscy i tak idziemy tam Gdzie jakiś głupiec nas prowadzi Parę ulic stąd ktoś biegnie pod prąd I łbem ktoś tłucze w dzwon To był ostatni prom ostatni uścisk rąk Nie zabierze nas nic już stąd Zróbmy sobie dzisiaj wielki bal I gdzie do diabła pomieszkuje Słowo dzień dobry i dziękuję Chamstwo się zjeżdża tu ze świata I niedogotowana kasza Usiądź więc ze mną na chodniku I policz dziury w moim swetrze Otwórz butelkę pełną przygód I ożyw moje martwe dreszcze Parę ulic stąd ktoś biegnie pod prąd I łbem ktoś tłucze w dzwon To był ostatni prom ostatni uścisk rąk Nie zabierze nas nic już stąd Zróbmy sobie dzisiaj wielki bal Zróbmy dzisiaj bal nad bale zróbmy wielki bal Niech znów będzie doskonale niech nie będzie żal I przestańmy żyć za karę tylko podaj mi gitarę Stare pieśni na trzy chwyty jeszcze dobrze znam Zróbmy dzisiaj bal nad bale Niech znowu będzie doskonale Mocne wino łeb potarga Sponiewiera nas balanga Ja ciągle widzę w Twoich oczach Promyk otuchy i nadziei Tak wielu przecież w nie zerkało Ale niczego nie widzieli Carmen Włosy miała tak czerwone Jakby je całował ogień Najcieplejszą była wiosną Zakazaną przyjemnością Powbijane drzazgi nocy Do jej niewyspanej twarzy Do demonów strzela z procy W gąszczu mrocznych korytarzy Carmen Ty moja Romantic Girl Czasem wkradam się w Twój marcepanowy sen I wołam Carmen gdy Ci smutno to się śmiej Była skutkiem i przyczyną Mocą która otumania Poziomkowe piła wino Źródłem była opętania Włosy lepkie od lakierów Szafirowe listki powiek Swoich mrocznych pasażerów Wysadzała na peronie Carmen Ty moja Romantic Girl Czasem wkradam się w Twój marcepanowy sen I wołam Carmen gdy Ci smutno to się śmiej Drzewo które zasadziła Suchy korzeń ma i liście I co rok gdy przyjdą żniwa Zbiera robaczywe wiśnie Pod tym zakurzonym niebem Pastelowe śniła baśnie Niech jej gwiazdka pomyślności Nigdy więcej nie zagaśnie Pachnie trawą spalinami I wytartym jej wspomnieniem Drzewa szumią za oknami Nostalgicznym niespełnieniem Była klątwą i pragnieniem Niespełnioną obietnicą Dawno wyschniętym strumieniem Serca mego szubienicą Carmen Ty moja Romantic Girl Czasem wkradam się w Twój marcepanowy sen I wołam Carmen gdy Ci smutno to się śmiej Oligarchy Idzie Wania ulicą Macha chorągiewkami Baby w oknach krzyczą Bóg jest dzisiaj z Wami Tylko wzdycha dozorczyni Krew zmywając z progu Nic dla Was nie uczyni Tutaj żaden z Bogów Ho łejo ho łejo O carze zmiłuj się nad nami Oligarchy Oligarchy…. Już skrzypi z Julią wózek Przez Arsenija pchany Już palą w swych kominkach Zielonymi dolarami A wy napijcie się taniej wódki Pokaleczcie się hrywnami Gińcie jak macie ginąć Podzielcie się resztkami Ho łejo ho łejo O carze zmiłuj się nad nami Oligarchy Oligarchy…. Idzie Wania ulicą I słychać jak łzy mu płyną Nie ma już za co żyć Pewnie wolałby zginąć Nie starczyło resztek dla niego Rzuconych przez panów Dozorczyni zmiata popiół Zwęglonych dolarów Ho łejo ho łejo O carze zmiłuj się nad nami Oligarchy Oligarchy…. Mikorason Nie wiem dokładnie był chyba październik Spalałem się w piekle jak wszyscy niewierni Krajobraz nietknięty ten sam dookoła Przystanek spożywczy boisko i szkoła Może znów kiedyś pójdziemy do kina Nie zatrzyma nas wojna i ta przeklęta zima To kiedyś by mogło się zdarzyć już teraz Teraz codziennie na rękach umiera Daj buzi daj buzi daj Okna powybijanych serc Drzwi zaciśniętych szczęk We łbie mi gra mikorason Od nowa Raz dwa Mam stąd siedem lat do piekła A na skróty dwie godziny Już nie działam tak jak kiedyś Zardzewiały mi sprężyny Jestem wesoły choć czuje się podle Więc napluj mi w serce i zostaw mi drobne Bym kupił se grzebień na targu pod murem I z wszy martwych wspomnień wyczesał mą skórę Codziennie zanurzam się w nowym koszmarze Co było spaliło się w wielkim pożarze Przemycam Cię w swetrze w myślach cię chowam Już więcej nie mówię za ciasne są słowa Daj buzi daj buzi daj Okna powybijanych serc Drzwi zaciśniętych szczęk We łbie mi gra mikorason Od nowa Raz dwa Mam stąd siedem lat do piekła A na skróty dwie godziny Już nie działam tak jak kiedyś Zardzewiały mi sprężyny God Shave The Queen Ciasne komnaty ciasne słowa Korytarz władzy i koterii Na głowie złota lśni korona Uwiera jakby była z cierni Królowa się perłami bawi Armia spopiela wsie i miasta Ksiądz namiestników błogosławi I miecz do ręki mu przyrasta God Shave The Queen Obmyj ją z win Płonące stosy zieją żarem Turlają się odcięte głowy Latarnie gną się pod ciężarem Wisielców zdrajców jej korony Królowa tańczy ze swym królem Z pobranych danin liczy przychód Od ludzi oddzielona murem Śpi na poduszkach z aksamitu God Shave The Queen Obmyj ją z win Lud jej finansów jest karocą Chłoszcze by prędzej byle dalej Wszak łatwo się wydaje złoto Przez obce ręce zarabiane Włos jej posiwiał, zżółkł podbródek I czasem z okien przedpokoju Na swój ubogi patrzy ludek Co kąpie się w jej własnym gnoju God Shave The Queen Obmyj ją z win Norweski Otrzepany z zaszczytów Swych ambicji i planów Na swe własne wybiegam przestrzenie Już wyrwany z uprzęży Zardzewiałych banałów I baranów składanych w ofierze Jestem wolny i stoję Gdzie nie lecą na głowę Sfrustrowanej ambicji kamienie Swej kariery wyboje Paznokciami zeskrobie Własne gwiazdy rozświetlę na niebie Mam już dość Wasza kurewska mość Bo zimno tu jak w psiarni i marznę na kość Nie chcę srebra ni złota Nie chce zostać papieżem I w niczyjej nurzać się wierze Nie chcę członkiem być partii Do niczego należeć Dajcie spokój panie premierze Dość mam magii i czarów Hipokryzji bulwarów Zidiociałych do reszty kretynów Bez wyrzutów i strzałów Bez prawienia morałów Bez pogromców fałszywych wampirów Mam już dość Wasza kurewska mość Bo zimno tu jak w psiarni i marznę na kość Nie chcę klaunem być w cyrku Widzów mieć bez wysiłku Nie chcę innych sycić się chwałą Nie chce liczyć pieniędzy Których zawsze za mało Wolę zwiędnąć pod własną powałą Nie chcę tarzać się w polskiej Bezlitosnej udręce Nie chcę łamać swych kości o skały Nie chce latać bo skrzydła Mam już dawno podcięte Chodź na piwo Niech zabrzmią organy Mam już dość Wasza kurewska mość Bo zimno tu jak w psiarni i marznę na kość Czarny Port Oddział na pokładzie Czarnej Błyskawicy Hardo rozpruwa oceanu fale Ich los wyryty w bursztynowej skale Na morskim froncie wojennej ławicy Kapitan schyla się nad świata mapą I patrzy w kompas z gwieździstego nieba Ładownie ciężką wypełnione pracą I proch armatni osiada na sterach Wichry wojny i wojny krzyk Czarny wiatr czarny płaszcz Czarny port i maszt Dyszy śmiercią gwiazd mgławica Krzyż strach i kotwica Krew skrzepła na burtach na żaglach i masztach I słoną wodą rany ktoś przemywa Drugi wskrzesza pieśni o pomyślnych wiatrach Wtem huk potężny ze snu nas wyrywa Znów obca burta do nas się przykleja I świszczą kule muszkietowym żarem Rozszczelnia się pokład naszego istnienia I sączą się żagle krwistym abordażem Wichry wojny i wojny krzyk Czarny wiatr czarny płaszcz Czarny port i maszt Dyszy śmiercią gwiazd mgławica Krzyż strach i kotwica Zbłąkany pocisk w powietrzu się miota Przebija serce pęknięte z żalu Otwierają się morskie głębinowe wrota Znów ciała wrzucamy w otchłań oceanu Czy chociaż o nas wspomni ktoś po latach Kiedy szkarłatna szalała zawieja No i co robimy dziś w podwodnych światach Nim fala wypłucze tę pamięć na brzegach Wichry wojny i wojny krzyk Czarny wiatr czarny płaszcz Czarny port i maszt Dyszy śmiercią gwiazd mgławica Krzyż strach i kotwica Anioł i Diabeł Mieszkali tak przez ścianę od wielu wieków tu Kłócili się co ranek jak dobro przeciw złu Ten z góry go zalewał święconą wodą swą I z grzechów mu obmywał diabelską czarną dłoń Ten nosił go na widłach przez całą noc i dzień Aż jego białe skrzydła pokryła martwa czerń A na drzwiach od karety odwrócił krzyże mu Szatańskie zaś wersety cytował mu do snu Jakie niebo takie piekło taki czyściec i raj Jaki anioł taki diabeł jaki Bóg taki kraj Na dole mieszkał Lucjan na górze Anioł Stróż Co wszystkie listy chował do bramy zabrał klucz Więc diabeł beczkę smoły wylewał mu na sień I w jego aureoli przez cały chodził dzień Gdy anioł umył skrzydła i ładnie ubrał się Za rogi go wytargał i zabrał go na msze W katedrze diabeł utkwił tak jak w szczegółach tkwi Bo poczuł że wśród niego tez inni byli źli Jakie niebo takie piekło taki czyściec i raj Jaki anioł taki diabeł jaki Bóg taki kraj A potem na odpuście czerwone wino pił I kusił czyste dusze diabelski czarny młyn Oboje tacy różni wszak inną wili nić Pojęli że bez siebie już nie potrafią żyć Aż razu to pewnego swych kłótni mieli dość Diabeł się wyspowiadał a Anioł zaczął kląć Ruszyli więc przed siebie nie wiedząc kto jest kim Diabeł zamieszkał w niebie a Anioł stał się nim Jakie niebo takie piekło taki czyściec i raj Jaki anioł taki diabeł jaki Bóg taki kraj |
Copyright 2018 KŚ, Wszelkie prawa zastrzeżone, zakaz kopiowania grafiki oraz treści bez zgody autorów